
Polskie ekranizacje dzieł Sienkiewicza

Młodzieżowe kino przygodowe i eksperymentalne animacje, historyczne freski, komediowe miniatury i romantyczne seriale. Oto najciekawsze polskie ekranizacje prozy Henryka Sienkiewicza.
Sienkiewicz w przedwojennym kinie
Pierwsze adaptacje powieści Sienkiewicza powstawały jeszcze za życia pisarza. Nagrodzony w 1905 roku nagrodą Nobla autor „Potopu” był literacką gwiazdą, nie powinno więc dziwić, że jego popularność chcieli zdyskontować ówcześni filmowcy. Ich problem polegał na tym, że największe powieści Sienkiewicza były zbyt monumentalne, by raczkujące polskie kino mogło się z nimi zmierzyć. Nie miało do tego ani języka (w drugiej dekadzie XX wieku kino dopiero uczyło się opowiadania historii), ani finansowych środków.
Wielkim miłośnikiem Sienkiewicza był wówczas Edward Puchalski, reżyser i scenarzysta, który kina uczył się w rosyjskich wytwórniach filmowych, by po I wojnie światowej zostać jednym z największych polskich reżyserów swojej epoki.
„Potop” A.D. 1913 – Puchalski czyta Sienkiewicza
Jeszcze w 1913 roku podjął swą pierwszą próbę adaptacji Sienkiewiczowskiej prozy, realizując „Obronę Częstochowy” na podstawie fragmentów „Potopu”. Zrealizował tylko kilka scen swego filmu – m. in. te rozgrywające się w dworze Billewiczów, czy w gabinecie Radziwiłła w Kiejdanach. Niestety rosyjskie władze nie zgodziły się na realizację plenerowych zdjęć w Częstochowie. Ostatecznie materiały zrealizowane przez Puchalskiego wykorzystano w rosyjskiej adaptacji „Potopu” z Iwanem Mozżuchinem w roli Kmicica.
Puchalski nie zrezygnował jednak z prób adaptowania prozy Sienkiewicza na język kina. W 1921 roku przeniósł na ekran nowelę „Na jasnym brzegu”, a w 1923 roku – „Bartka Zwycięzcę”. Niestety pierwszy z filmów nie zachował się do dnia dzisiejszego, natomiast drugi istnieje jedynie we fragmentach.
„Janko Muzykant” Ryszarda Ordyńskiego (1930)
Pierwszą adaptacją Sienkiewicza, która przetrwała do dnia dzisiejszego, jest „Janko Muzykant” Ryszarda Ordyńskiego z 1930 roku. Ordyński, reżyserska gwiazda okresu międzywojennego (to on reżyserował m.in. „Pana Tadeusza” z 1928 r.), sięgał po nowelę Sienkiewicza, by potraktować jej literę w sposób bardzo swobodny. Zamiast dosłownej adaptacji, stworzył wariację na temat „Janka Muzykanta”.
„Nowy Janko Muzykant” – Jan Lenica i mechaniczna krowa (1970)
https://www.youtube.com/watch?time_continue=2&v=JFnL_cVxoBg
Jak widać, filmowa wersja Ordyńskiego dość daleko odbiegała od litery pierwowzoru. Nie była to jedyna niewierna adaptacja Sienkiewiczowskiej noweli. Jednej z najbardziej śmiałych transkrypcji dokonał w 1970 roku Jan Lenica w „Nowym Janku Muzykancie”. W tej wycinankowej animacji wiejski grajek trafiał do zmechanizowanego świata przyszłości, smutny finał zastąpiono happy endem, a zamiast umoralniająco-dydaktycznej opowieści Lenica serwował widzom ironiczną miniaturę.
„Szkice węglem” Antoniego Bohdziewicza (1956)
Jedną z nowel Sienkiewicza, po które kino szczególnie chętnie sięgało, były „Szkice węglem”. Obok adaptacji zrealizowanej przez Władysława Palińskiego w 1912 roku i zatytułowanej „Krwawa dola” (film niestety nie zachował się do dnia dzisiejszego), powstała także kolejna – wyreżyserowana przez Antoniego Bohdziewicza 1956 roku.
Ten ostatni, jeden z pionierów polskiego kina powojennego, wybitny pedagog i reżyser filmowy, na podstawie noweli Sienkiewicza zrealizował pełnometrażowy film o wiejskiej kobiecie, która dla ratowania męża przez wojskowym poborem oddawała się miejscowemu urzędnikowi, by w finale zginąć z ręki zazdrosnego męża.
Jeśli z jakiegoś powodu film Bohdziewicza zapisał się w historii polskiego kina, to głównie za sprawą obsadowych wyborów. W roli nieszczęsnego męża wystąpił bowiem Wiesław Gołas, przyszła gwiazda rodzimego kina, a w drugoplanowych rolach wystąpili tu także Bogumił Kobiela oraz Stanisław Bareja pełniący zarazem funkcję asystenta Antoniego Bohdziewicza.
„Komedia z pomyłek” Jerzego Zarzyckiego – Sienkiewicz na wesoło (1967)
Nie byle jaką obsadę udało się także zebrać Jerzemu Zarzyckiemu na planie adaptacji innej Sienkiewiczowskiej noweli. Niespełna półgodzinna „Komedia z pomyłek” zrealizowana w 1967 roku z udziałem Igi Cembrzyńskiej, Zdzisława Maklakiewicza, Bronisława Pawlika i Kazimierza Opalińskiego, była częścią nowelowego filmu „Komedie pomyłek”.
„Komedia z pomyłek” opowiadała historię dwójki niemieckich imigrantów, którzy w kalifornijskim miasteczku zakładają dwa konkurujące ze sobą sklepy. Kupieckie spory pięknej Lory i Hansa w końcu prowadzą ich przed sąd, gdzie nierozumiejący niemieckiego i angielskiego sędzia zamiast rozsądzać spór – udziela ślubu skłóconym sklepikarzom.
„Krzyżacy” Aleksandra Forda (1960)
Nie było w polskim kinie drugiej tak dużej superprodukcji zrealizowanej w tak krótkim czasie. Od momentu, w którym zrodził się pomysł zrealizowania „Krzyżaków” do ich kinowej premiery minęło zaledwie półtora roku. Z czego wynikał ten pośpiech? Filmowi „Krzyżacy” mieli uświetnić obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego i być częścią obchodów 550. rocznicy bitwy pod Grunwaldem.
Ta czarno-biała wizja historii nie przeszkodziła filmowi stać się jednym z najpopularniejszych obrazów swojej epoki. Do 1987 roku film obejrzało ponad 32 miliony widzów. Nie tylko z Polski, ale też z Czechosłowacji czy Francji. Film Forda był dla rodzimej kinematografii dziełem pionierskim – to w nim po raz pierwszy zastosowano format panoramiczny i kolorową taśmę Eastmancolor.
„W pustyni i w puszczy” Władysława Ślesickiego (1973)
Napisana w 1911 roku ostatnia powieść Henryka Sienkiewicza interesowała filmowców z wielu krajów. Przed wojną próbę jej adaptacji podejmowali Amerykanie, Niemcy i Włosi, ale historia Stasia i Nel nastręczała tak wielu adaptacyjnych problemów, że producenci wycofywali się z kolejnych prób.
Jako pierwszy z powieścią Sienkiewicza zmierzył się Władysław Ślesicki na początku lat siedemdziesiątych. Kręcił swój film w Egipcie, Bułgarii i Sudanie, a odtwórców głównych ról wybrano z grona 7 tysięcy młodych ochotników. Gdy w 1973 roku „W pustyni i w puszczy” trafiło na ekrany, z miejsca stało się wielkim przebojem (przed 1989 rokiem obejrzało go w kinach prawie 31 milionów widzów), a przez kolejne dekady stanowiło jedną z filmowych lektur obowiązkowych dla polskich dzieci.
„W pustyni i w puszczy” Gavina Hooda (2001)
Na kolejną adaptację przygodowej powieści Sienkiewicza polskie kino czekało do 2001 roku. Pierwotnie jej reżyserem miał być Maciej Dutkiewicz, ale jego choroba sprawiła, że producenci musieli znaleźć zastępcę. Został nim Gavin Hood, młody reżyser z RPA, który kilka lat później nominowany był do Oscara za „Tsotsi”, a dziś w Hollywood realizuje takie produkcje jak „X-Men Geneza: Wolverine” czy „Gra Endera”.
Zdjęcia do filmu realizowano w Tunezji , Namibii i RPA, a 62 dni zdjęciowe realizowano między 31 lipca i 21 października 2000 roku. Film przyciągnął do kin ponad 2 miliony widzów, przynosząc ponad 25 milionów zysku (przy 18-to milionowym budżecie filmu).
Trylogia okiem Jerzego Hoffmana
Nie ma w polskim kinie drugiego reżysera, który tak jak Jerzy Hoffman czułby ducha Sienkiewiczowskiej literatury i który by potrafił tchnąć życie w filmowe opowieści o honorze, miłości i rycerskich przygodach.
„Pan Wołodyjowski” (1969)
Filmową przygodę z sienkiewiczowską trylogią Hoffman rozpoczął od jej końca, a więc od „Pana Wołodyjowskiego”, a realizacja jego adaptacji była ogromnym wyzwaniem nie tylko artystycznym, ale i logistycznym. Za ogromną jak na owe czasy sumę 40 milionów złotych, na jaką opiewał budżet filmu, zbudowano kilka imponujących dekoracji, a zdjęcia kręcono w plenerach Polski i Związku Radzieckiego.
Znakomite zdjęcia Jerzego Lipmana, scenograficzna precyzja i świetnie przygotowane plenery sprawiły, że na ekranie udało się odtworzyć XVII-wieczny świat. Ale film Hoffmana przeszedł do historii głównie dzięki aktorom – fenomenalnemu Tadeuszowi Łomnickiemu wcielającego się w postać Małego Rycerza, a także Mieczysławowi Pawlikowskiemu jako Zagłobie oraz Janowi Nowickiemu, Magdalenie Zawadzkiej, Barbarze Brylskiej i Danielowi Olbrychskiemu wcielającemu się w demonicznego Azję Tuhajbejowicza.
W 1969 roku powstał także serial „Przygody Pana Michała” w reżyserii Pawła Komorowskiego zrealizowany na podstawie filmu Hoffmana, ale znacznie się od niego różniący. Kolorowe zdjęcia zostały zastąpione czarno-białymi, zamiast Jana Nowickiego w roli Ketlinga wystąpił Andrzej Łapicki, w Luśnię wcielił się Ludwik Benoit (u Hoffmana– Gustaw Lutkiewicz), a stolnikową Makowiecką zagrała Barbara Krafftówna (a nie Hanka Bielicka).
„Potop” (1973)
Dla Daniela Olbrychskiego rola Azji Tuhajbejowicza okazała się wielkim sukcesem i zarazem obciążeniem. Gdy Jerzy Hoffman ogłosił, że w filmowym „Potopie” Olbrychski zagra Kmicica, fani Sienkiewicza poczuli się oburzeni, że oto aktor wcielający się w demonicznego Azję, miałby teraz dać twarz jednemu z największych bohaterów polskiej literatury.
Na szczęście Hoffman nie odpuścił, Daniel Olbrychski zagrał Andrzeja Kmicica, a dziennikarze, którzy przedwcześnie krytykowali ten obsadowy wybór, po premierze filmu musieli przepraszać tak aktora jak i reżysera. Bo „Potop” był filmem zjawiskowym – realizowany przez 535 dni przy udziale setek aktorów i tysięcy statystów stał się jedną z wizytówek polskiej kinematografii. W 1975 roku znalazł się wśród filmów nominowanych do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
„Ogniem i mieczem”
Na ostatnią część filmowej trylogii Hoffmana trzeba było poczekać aż ćwierć wieku. Przed 1989 rokiem realizacja "Ogniem i mieczem" była niemożliwa z powodów politycznych. Sienkiewiczowska powieść w sposób skrajnie jednostronny opisuje bowiem XVII-wieczny konflikt polsko-ukraiński, przyznając moralną wyższość Polakom, a w Ukraińcach widząc jedynie wrogą dzicz. W czasach Demokracji Ludowej takie opowieści nie miały szansy zaistnienia.
Film powstał dopiero 10 lat po upadku komuny. Hoffman rozkładał polityczne akcenty inaczej niż Sienkiewicz, a jego adaptacja była raczej batalistycznym melodramatem niż wypowiedzią polityczną. Film zrealizowany z rozmachem i dużą dbałością o historyczny detal z miejsca stał się kinowym przebojem, a piosenka „Dumka na dwa serca” ze słowami Jacka Cygana i muzyką Krzesimira Dębskiego w 2007 roku została wybrana najlepszą polską piosenką filmową 50-lecia w plebiscycie czytelników miesięcznika „Film”.
„Rodzina Połanieckich” (1978) – Sienkiewicz serialowy
O tym, że literatura Sienkiewicza sprawdzała się także w serialowej formie, wiadomo było już od czasu „Przygód Pana Michała”, serialowej wersji „Pana Wołodyjowskiego”, która stała się wielkim telewizyjnym przebojem. Nic więc dziwnego, że dziewięć lat później polska telewizja znów sięgnęła po Sienkiewicza.
Siedmioodcinkowa seria (każdy z odcinków miał 80 minut) wyreżyserowana przez Jana Rybkowskiego o powiadała rozgrywającą się w realiach XIX-wiecznej Warszawy historię miłości Stanisława Połanieckiego i pięknej Maryni Pławickiej. Tak jak powieść Sienkiewicza, tak i jej telewizyjna adaptacja spotkała się z mieszanym przyjęciem – publiczność ją pokochała (oglądało ją 70 procent telewidzów), a krytycy nie zostawiali na niej suchej nitki.
Serial okazał się tak popularny, że na jego podstawie w 1983 roku Jan Rybkowski zmontował stuminutową filmową wersję – „Marynię”.
„Hania” Stanisława Wohla (1983)
Spośród wszystkich adaptacji prozy Sienkiewicza, niewiele ma aż tak interesującą historię powstania. Mimo że „Hania” została zrealizowana w 1983 roku, prace nad nią zaczęły się jeszcze przed wojną.
W sierpniu 1939 roku na Mazowszu, tuż przy granicy z Prusami, zaczęły się zdjęcia do ekranizacji, której reżyserem był Józef Lejtes, a operatorem – Stanisław Wohl. 26 sierpnia, gdy ogłoszono powszechną mobilizację, pracę nad filmem przerwano.
Minęły aż 44 lata, zanim Stanisław Wohl powrócił do realizacji filmu. Za scenariusz łączący dwie nowele „Starego sługę” i „Hanię” odpowiadał Józef Hen, a film opowiada historię dwóch młodych mężczyzn zakochanych w tej samej dziewczynie.
„Quo Vadis” Jerzego Kawalerowicza (2001)
Realizacja tego filmu była marzeniem życia Jerzego Kawalerowicza. On, który w „Faraonie” udowadniał, że jest mistrzem w konstruowaniu filmowych fresków, na planie „Quo Vadis” stawał jako twórca niemal osiemdziesięcioletni. Kręcił swój film w Tunezji, Francji, Polsce oraz we Włoszech, a „Quo Vadis” było najdroższym filmem w historii polskiego kina (kosztował aż 76 milionów złotych).
Mimo frekwencyjnego sukcesu film Kawalerowicza okazał się dziełem niespełnionym. Na jego podstawie zrealizowano także sześcioodcinkowy serial telewizyjny.
Źródło: www.culture.pl